Dom Nathaniela Scott'a

Natie

Apartament wizawi Central Parku. Zdjęć brak. Może kiedyś.

Natie

-Rozgość się, chcesz się czegoś napić?

Peyton

-Właściwie, nie - odparła rozglądając się po pokoju. Pierwsze co przyszło jej do głowy to koszmarny burdel. Walające się po podłodze płyty CD i koszulki. Ale to w końcu chłopak. Podeszła do fotografii stojącej na regale. Obok znajdowały się niezliczone ilości pucharów. Zagwizdała z aprobatą.

Natie

Nate podszedł do niej i objął od tyłu.
-Kapitan drużyny - rzucił nieskromnie.

Peyton

-Domyślam się. Chociaż jak dotąd nie miałam z tym sportem wiele do czynienia. Właściwie unikałam jak ognia

Natie

-Dlaczego?

Peyton

-Starszy brat... pewnie kojarzysz, były kapitan. Jake Sawyer.

Natie

-A, tak... teraz wiem, czemu wydawałaś mi się znajoma.

Peyton

-To źle?

Natie

-A skąd - pocałował ją w szyję - Będziesz teraz odwiedzać boisko? - zapytał kusząco.

Peyton

-Wstąpiłam do drużyny cheerliderek

Natie

-Zajebiście

Peyton

-Zobaczymy. Wiesz co... jestem trochę zmęczona

Natie

-Zostań na noc, mam miejsce - zaproponował, wskazując na podwójne łóżko okryte zieloną narzutą.

Peyton

Dziewczyna (ponownie) się wahała. Spojrzała na chłopaka z uniesionymi brwiami.